Zamek AngerNar Forum Index
Berthold z Oren Tom II jego przygód

 
Post new topic   Reply to topic    Zamek AngerNar Forum Index -> Opowiadania
View previous topic :: View next topic  
Author Message
GM_online_0
Guest






PostPosted: Wed 20:00, 09 May 2007    Post subject: Berthold z Oren Tom II jego przygód

Przed człekiem rozciągała się długa łąka na której środku znajdował sie pagurek na którego szczycie usadowiona była mała osada otoczona drewnianą palisadą. Szedł powoli w jej kierunku nie mogąc uwierzyć iż tutaj jest. "Tyle lat mineło od kiedy tutaj byłem" w myślach mówił. Nie czuł żadnego bólu ani dyskomfortu idąc, tak jak by ran w ogóle nie było. Szedł ścieżką która wiła się między polami pszenicy i żyta. Po połowie klepsydry doszedł do podnóża góry. Słońce zachodzić poczeło gdy człek do bramy doszedł. W bramie stała dwójka ludzi. Jedna postać była znacznie wyższa i szersza od drugiej. Podchodząc bliżej postaci jego podniecenie rosło i w reszczie ujżał to co chciał. Po twarzy każdej z postaci rozpoznał ją. Kobieta o blond włosach splątanych w warkocz i fioletowych oczach z krótkim noskiem i ładnym licem okazała się jego matką. Jego Matka wyglądała tak jak gdy ją ostatni raz widział. Ubrana w zieloną suknie z czerwonymi wstążkami we włosach i tanim miedzianym naszyjnikiem na szyji który od Męża otrzymała.
Człek stojący obok kobiety był natomiast jego Ojcem. Szeroki chłop w barach z twarzą radośnie uśmiechniętą i blond włosami opadającymi mu na oczy. Tak zapamiętał swego Ojca. Jak zwykle jego Ojciec ubierał ten czerowny kubrak co od Dziada dostał na swą starą i pobrudzoną białą koszuline. Kobieta ruszyła w kierunku przybysza z rękoma gotowymi by uściskać syna i wykrzykując głośno "Bertholdzie synku mój kochany nareszczie wróciłeś! Gambert patrz Berthold wrócił!". Bertholda ogarneło jeszcze większe podniecenie widząc biegnącą w jego kierunku matkę. Jednak w ułamku sekundy wszystko się rozpłyneło. Rozejrzawszy się do okoła Berthold zobaczył tylko ponure ruiny osady oślietlane blaskiem księżyca. Upadł na kolana spoglądając w wybitą bramę. Z jego oczu popłyneły łzy. Wiedział juz co go czeka w środku. Oparł się rękoma na ziemi i głową ziemi dotkną. Wymawiał tylko po cichu słowa tłumione przez odgłosy płaczu "Pomszczę sto kroć wasze krzywdy, wyrżnę w pień ich. Obiecuję to!". Podniósł się na równe nogi i szybkim krokiem ocierając oczy z łez udał się w głąb osady. Widok trupów poprzybijanych do domostw drewnianymi kołkami znał już z sennych koszmarów które w dzieciństwie miał. Ujrzał swego Ojca okrutnie zmasakrowanego i zaraz obok niego drugą postać. Upadł znów na kolana nie mogąc znieść widoku zabitych rodziców. Wciąż wpatrywał się w Ojca nie mając odwagi na matkę spojrzeć. Ciało przybite kołkami do domostwa było pokryte wielona ranami ciętymi i kłutymi. Wpatrywał się w Ojca czując narastający gniew. W trawie po jego lewej stronie coś błysneło. Berthold szybko podniósł się na nogi i podszedł w tamtą stronę. U jego stóp leżał półtoraręczny miecz który odbijał blask księżyca. Po podniesieniu go i dokładnym obejrzeniu okazało się iż jest to miecz jego Ojca za czasów służby w armi Oren. Na glowicy miecza wyryty był mały Gryf. Trzymając miecz w rękach poczuł iż emocje zmieszane z gniewem w nim wzbierają i czując powinność spojrzenia na matkę obracać się w jej kierunku począł. Otworzył oczy czując ból i jak przez mgłę zobaczył wysoką ostać, szeroką w barach i ubraną w ćwiekowaną skórę. Kolor skóry tej że postaci był zielony. Łeb pokryty grubymi czarnymi włosami bezwładnie opadającymi każdy w innym kierunku. Postać pochyliła się nad nim i spojrzała mu w oczy, po chwili szturchąjac go grubym i długim zielonym paluchem zaczeła by sprawdzić czy żyje. "I co? Żyje?" usłyszał gdzieś z prawej strony. Ork Bertholda złapał za ramiona i potrząsać nim począł. Człek z bólu jęknął. Zielony osobnik uśmiechną się szeroko. "Żyje ino! Berthold żyje!" odkrzyczał w kierunku przedzierającego się przez bagna człeka w zbroji skórzanej. Berthold oprzytomniał trochę po tym jak Ork nim potrząsał, chrząkną tylko głośno. Mgła mu z oczu znikła i już widział dobrze ich twarze. "Velka? Orgon? Co wy tutaj ro..eche" Berthold urwał zdanie kaszląc głośno. "A zwiedzamy bagna w poszukiwaniu towarzysza" odpowiedział mu Velkan "Po co tutaj się zapuszczałeś?". "Dosyć pytoń ino! Berthold ranny trza mu Gulugu" wtrącił się Orgon oglądając jego rany. "Ech! Masz racje bieżmy go eee.... znaczy się zarzuć go na ramię Orgonie tylko uważaj żebyś nim o jakieś drzewo nie zachaczył bo go jeszcze zabijesz. Ja wezme jego miecz i halabardę. Tak będzie uczciwie" uśmiechną się Velkan wypowiadając ostatnie słowa. Ork łbem pokiwał, Bertholda na ramieniu ostrożnie sobie ulożył i w kierunku skąd nadszedł ruszył. Zebrawszy broń Bertholda Velkan ruszył za Orgonem podgwizdujac głośno". Zmęczony Berthold mimo bólu zasnął ponownie, obudził się dopiero gdy poczuł ciepło ogniska którego blask rozświetlał mroczny las. Orgon kłęczał nad nim i grzebał mu paluchem w nodze. Jęknął czlek czując ból. "Czekoj ino kwile. Trza boleć. Ino rana zakożona była i by ci noga zgniła. Ale Orgon wi jak sobi z tym rodzić" Ork wyciągał mu z nogi jedną za drugą pijawki a wszystkiemu przygłądał się Velkan siedzący przy ognisku zajadający się mięsiwem. "Ty i te twoje chędożone szamańskie sztuczki. To go boli ty zielona pokrako" Velkan rzucił obelge w kierunku Orgona na co ten mu odwarkną "Zara w łeb pacne". Velkan skrzywił się tylko i wzruszył barami widząc wpatrującego się w niego Bertholda z grymasem bólu na twarzy. "Daj ino mi rzarcia. Konam nie tylko z bólu" rzekł po cichu Berthold do człeka na co tem mu odpowiedział "A sam sobie nie możesz wziąść? Grr... zapomniałem, czekaj" Velkan wstał chwycił kawał mięcha co nad ogniskiem na ruszcie się przypiekało i Bertholdowi podał. "Tylko nie mów że cię mam karmić" skrzywił się. Po chwili Orgon Podniósł się na równe nogi, widząc to Velkan chwycił łuk wraz z kołczanem i znikł gdzieś między drzewami rzekłszy tylko "Ide na wartę". "Gdzi ten pyskoty chedożynic?" wypowiedził gniewnie Orgon rozglądając się za Velkanem. "Podaj mi mój miecz Orgonie" rzekł Berthold wyrzucając gdzieś na bok obgryzioną kość. Orgon posłusznie podał Bertholdowi miecz który ten natychmiast chwycił za rękojeść. Czując się strasznie zmęczonym ziewną tylko nie czując już bólu, oczy zamknął i zasnął. Noc upłyneła spokojnie i tak samo spokojnie upłyneły sny Bertholda który tym razem śnił o tym jak to został pasowany na rycerza w zamku Oren.
Back to top
Display posts from previous:   
Post new topic   Reply to topic    Zamek AngerNar Forum Index -> Opowiadania All times are GMT + 1 Hour
Page 1 of 1

 
Jump to:  
You can post new topics in this forum
You can reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot vote in polls in this forum



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002 Christina Richards, phpBB 2 Version by phpBB2.de
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
 
Regulamin