Zamek AngerNar Forum Index
Gdy odejdą bohaterowie...sił w kościach zabraknie...

 
Post new topic   Reply to topic    Zamek AngerNar Forum Index -> Opowiadania
View previous topic :: View next topic  
Author Message
Guest







PostPosted: Thu 16:22, 06 Sep 2007    Post subject: Gdy odejdą bohaterowie...sił w kościach zabraknie...

Gdy odejdą bohaterowie...
Napisana przez Cedericka Annerde

Wy co księge tą czytać poczeli. Nie ważne jakiej rasy...czyście brodacze...elfy...czyście gobla...nie ważne...czy kujecie zbroje...czy na ulicy żebracie...czy chleb o poranku pieczecie... czy kilofem skały kruszycie...czy drwa rąbać musicie. Ja Cederick Annerde przekazać chcę wam część swej wiedzy nabytej przez lata. Wiedzieć musicie iż wiedzy tej nie nauczyły mnie elfy czy ludzie...żadni magowie, rycerze,królowie, mędrcy, fizolofowie lub też klerycy. Wiedzę otrzymałem od takich jak wy...zwykłych istot co mimo iż los w nie gorące żelastwo wbijał miały dość siły i odwagi by stanąc mu na przeciw ...spojrzeć w oczy...i splunąć w twarz. Wiedzieć musicie iż wiedzę tę otrzymałem w darze od tak nielicznych krasnoludów. Nie jest to moja historia lecz spisane mym piórem życie krasnoludów kilku...Wszystek zaczeło się na początku istnienia świata gdy Elfy radośnie ucztowały w leśnych siedzibach, ludzie budowali wielkie miasta a Krasnoludy wznosiły tunele i kamienne fortece w trzewiach gór. Między ludźmi, Elfami i Krasnoludami często do wojen dochodziło. Ile kroć elfy i ludzie atakowali krasnoludy, ten dumny lud stał przeciw zagrożeniu z piersią wypięta dumnie i nie lękając się śmierci bronił honoru. Mineły wieki jednak a bohaterowie wojen zaczeli odchodzić, Grundig odszedł raniony zatrutymi strzałami, Allart spalony smoczym ogniem smoka Vieledrakna, Korvax przysypany gruzem w kopalni, Gamili pod ciosami "Kolekcjonera Dusz" dwuręcznego młota Soriona Viledrena. Gdy Zabrakło bohaterów targneły ich rasą liczne spory między klanami. Granice osłabione wojną domową były a podziemne miasta łatwym łupem stały się dla smoków jak i ludzkich oraz elfich armi. Ich wspaniałe królestwo zaczeło upadać a gdy psuje się gleba jej śladem podąża zboże. Elfy doszczętnie zniszczyły armię krasnoludów na przełęczy Karador Az Durok i wśród nich nie było nikogo kto by stanąć mógł na przedzie brodaczy trzymając sztandar ze świętym symbolem Grundiego prowadzić by ich miał do obrony swego dziedzictwa. Nastały ciężkie czasy...lata mroku..........

I.Narodziny

Głuchą nocą podziemną salę wypełniały głośne jęki bólu. Leżące na kamiennych łożach dwa brodate krasnoludy o dużych nawet jak na tę rasę brzuchach były w istocie krasnoludkami szykującymi się do wydania na świat potomstwa. Liczne grono do okoła nich oczekiwało przybycia maluchów na świat. Jęki bólu...głośny krzyk...napięcie wśród starszyzny klanu...ponowny jęk....wrzask niosący się przez sale...szybkie i rytmiczne głebokie oddechy...kolejny wrzask...krzyk Starszego "Już są!"...płacz dzieci głośny. Starszy klanu trzymający obie dzieciny w rękach podszedł wpierw do pierwszej krasnoludki. Pot po jej czole spływał wielkimi kroplami. "Jok na imi to oto dzici ma?" wysunął rekę do przodu Starszy Klanu trzymając w niej brudne dziecko. "On si Slim zwać będzi" Starszy kiwnął głową po czym dziecię do piersi zbliżył i rzekł "Od dziś tyn ino jedyn z nos imi dumni Slim nosić bidzie". Podszedł do drugiego łoża i wyciagając drugą dłoń dziecię do matki zbliżył mówiac głosem spokojnym "Twe dzici nosi imi?". Krasnoludka zamkneła oczy sięgając daleko w przeszłość..."Gotri...si z-zwi" słowa krasnoludki ucichły a Starszy do piersi dziecię przytknął, słowa wypowiedział "Od dziś dzionków po wiki zwoć si będzisz ino Gotri...synu Gotreka...two matka..." Słowa krasnoluda zamarły w ustach a wzrok zatrzymał się na nieruchomej krasnoludce. Ze starszyzny wybiegł kapłan w długich białych szatach trzymający kostur w dłoni drewniany który w bok odrzucił...palce prawej dłoni spoczeły na boku szyji krasnoludki. Po chwili spuści głowę i pokreci przecząco głową. Wszyscy zebrani w sali zasmuceni strasznie głowy pospuszczali i stali w ciszy przerywanej jedynie płaczem dzieci. Matka Slima zamkneła oczy a spod powiek wydobyły się lśniące w świetle pochodni pozatykanych na ścianach łzy co po policzku spływać poczeły i w brodzie zanikły. Dzisiejszego dnia nikt nie świętował. Tego samego wieczoru do matki Slima wezwano Znachora. "Goryczke mo ino wysoką..." odparł ten do zebranych dotykając mokrego od zimnego potu czoła krasnoludki. "Cyż myżna zrybić?" odparł jeden z członków klanu Daxar Sheen brązowobrody krasnolud. "Jeno czykoć i wypotryweć woli Grungniego" odparł Znachor na pytanie po czym wstał i odszedł kładąc wcześniej obok jej głowy amulet w kształcie młota. W nocy kilkukrotnie Znachor przybywał do krasnoludki na wezwanie Daxara. O poranku gdy przybył kolejny raz Znachor Daxar rzekł do niego "Ma ci cuś do powidzynia. Chcy ino w cztyry oczy". Wszyscy zebrani zaczeli wychodzi z sali a na samym końcu szedł Daxar. "Czykoj ino..." ozwał się schrypnięty słaby głos krasnoludki "...czykoj ino Daxar...tobi tyz kcy cus powidzic...". Krasnolud sta tyłem do niej wzrok opuścił na kamienną posadzkę i przez chwilę się zastanawiał wiedząc co chce powiedzieć Krasnoludka. Odwrócił się na pięcie pośpiesznie podszedł do łoża i klęknął przy nim wpatrując się uważnie w oczy osłabionej przez chorobę Krasnoludki. "Miłam sen dziś...widziołam ino Karlite...mówiła iż z mynżem jist i kciała abym przekozoła iż go kocha...p-powidzci mu to gdy dorośni...i Slimowi tyż powidzci..." słysząc to Daxar poczu jak gdyby sztylet wbi mu się w pierś i serce ciął boleśnie. Drżącym głosem wypowiedział "Ino ni odijdzisz dziś...jo to wim...kowoł Boby z cibie...ni odijdzisz..." ta jednak słabnącym głosem odpowiedziała Brodaczowi "...pilnyj ino Slima i Gotriego...przekaż iż kochoją ich rodzice...ucz ich tygo czygo my ich ni nauczym...." Dzielne serce krasnoluda zachartowane w tak wielu bojach złamało się nagle kiwną głową jedynie powoli na wznak a łzy opadły na ziemię i rozbiły się o posadzkę. pochylił głowę i ucałował krasnoludke w dłoń. Znachor nie odezwawszy się położył dłoń na jego ramieniu i spuszczając głowę równierz łzy ronić począł. Sterczeli przy niej tak wciąż a czas powoli płynął. W południe krasnoludka wydała z siebie ostatnie tchnienie. Następnego dnia obie krasnoludki zostały pochowane przy swych mężach... po pogrzebie przy kurhanach został tylko Daxar Sheen. Klęczący na ziemi przd nimi trzymał w obu rękach dzieci a na plecach jego młot dwuręczny przewieszony był. Usłyszał za plecami cichy głos "Biedni rodzicy co ni naciszyli si dzićmi...bidne dzici co rodziców ni pozneli...". Daxar odwrócił głowę lecz nie ujrzał za sobą nikogo. Zwróci wzrok w stronę kurchanów i w smutku pogrążony siedział tak długo...
Back to top
Display posts from previous:   
Post new topic   Reply to topic    Zamek AngerNar Forum Index -> Opowiadania All times are GMT + 1 Hour
Page 1 of 1

 
Jump to:  
You can post new topics in this forum
You can reply to topics in this forum
You cannot edit your posts in this forum
You cannot delete your posts in this forum
You cannot vote in polls in this forum



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002 Christina Richards, phpBB 2 Version by phpBB2.de
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
 
Regulamin